WIOSNA...a z nią zmiany. Także na moim blogu. Zapraszam na http://mamasubiektywnie.pl/ gdzie od teraz znajdziesz wszystkie dotychczasowe oraz nowe wpisy.
Mam nadzieję, że spodoba Ci się wygląd nowej strony.
Miłego czytania!
Marta
Mama subiektywnie
Mama subiektywnie o urokach macierzyństwa.
Pokaż jak jesteś kreatywny i...zostań rodzicem!
Weekend. Godzinny poranne (dla nie-rodziców: oznacza to coś pomiędzy 5:30 a 6:00, a nie 9 -10). Młody chce zaciągnąć nas do zabawy. Jedno oko ojca niedbale otwiera się, budząc zmęczone ciało do życia. "Co zrobić, aby pospać jeszcze odrobinkę dłużej?" - myśli głowa pracująca teraz na najwyższych możliwych obrotach.... I tu właśnie rodzi się KREATYWNOŚĆ RODZICA. On wie, że musi działać szybko, sprawnie i w przeciągu maksymalnie kilku sekund wpaść na rozwiązanie problemu z pozoru nie do przejścia.
To już nawet nie przypomina mi pracy w biurze, naszpikowanej codzienną koniecznością rozwiązywania zadań i problemów. To zdecydowanie wyższy poziom wtajemniczenia!
Kreatywność przez duże K źródło: http://extra.wysokieobcasy.pl |
Czym więc jest ta rodzicielska kreatywność? Czy każdy ją ma? Gdzie jej szukać i jak ćwiczyć?
Kreatywność wcale nie równa się oryginalności...przynajmniej do tego przekonuje Mariusz Sepioło w marcowym numerze moich ulubionych "Wysokich Obcasów Extra", powołując się na G. Thomasa, autora bloga o popkulturze. Kreatywność, czytamy dalej, "jest wtedy gdy dana twórczość, wynalazek, pomysł przyda się nie tylko jego autorowi.
"Przecież to idealny sposób by opisać rodzicielstwo!" - stwierdzam z satysfakcją. "No bo przecież, kurczę blade" (to zaś cytat z Mikołajka, bohatera jednych z moich ulubionych książek), posiadanie dzieci i ich wychowanie na tak zwanych normalnych ludzi - to cała masa zachodu. A do tego przydają się niespożyte pokłady kreatywności i inicjatywy.
Od pierwszych dni życia potomka jesteśmy poddawani, chcąc nie chcąc, nieustannej próbie. Niczym wróżbita Maciej, ze znaków na niebie i ziemi musimy odgadywać nie tylko to, co aktualnie dzieje się z naszym malcem, ale także - co stanie się za chwilę. Pracownicy wszelkiego rodzaju korpo i agencji wiedzą już doskonale co mam na myśli: to jak antycypowanie oczekiwań klienta zewnętrznego lub wewnętrznego, na przykład przełożonego. Bo tak to już jest, moi mili, dziecko to wymagający klient i przełożony zarazem. Jego wymagania są ogromne, co skłania nas, rodziców, do sprawdzenia się na wielu polach jednocześnie.
Jak dowiadujemy się dalej ze wspomnianego artykułu M. Sepioło, nie ma kreatywności bez:
Przypadku, Improwizacji i Konieczności. Każdy z tych warunków zachodzi w przypadku rodzicielstwa. Zatem, jak możemy zabłysnąć kreatywnością w każdym z tych obszarów? Jak wydobyć nasz ukryty potencjał? Jak zebrać dowody naszej megakreatywności, które możemy sobie potem wrzucić w "cefałkę"? Ano, choćby tak:
Przypadek
To najczęstsza okazja do sprawdzenia się jako rodzic kreatywny. Nie mam u na myśli przypadkowego rodzicielstwa, tak potępianego przez Tracy Hogg. Tamto pojęcie odnosi się do chaotycznego postępowanie względem dzieci. A to, o które nam teraz chodzi to pozwolenie sobie na to, by przez przypadek, zupełnym ślepym trafem, wpaść na rozwiązanie jakiegoś problemu wychowawczego.
Przykład? Ktoś kiedyś starał się uciszyć płaczące w trakcie snu maleństwo. Ten ktoś wiedział, że dziecko jest najedzone, ergo - powinno spać jak aniołek. Noszenie na rękach nie pomogło, więc ten mądry ktoś (na pewno to była kobieta), zaczął rytmicznie poklepywać pupkę noworodka. Co się okazało? Ze takie zachowanie "zmusiło" malucha do skupienia się na odczuciu klepania jego siedzenia, a w efekcie - płacz ustał. I tak to trwa do dziś. Koniecznie spróbujcie.
Zbyt banalne? Spokojnie. Teraz przechodzimy do ciekawszej części, którą jest...
Improwizacja
Tu już możemy puścić wodze fantazji. Jako rodzice, improwizujemy niemal nieustannie. Niekiedy z przymusu (bo nic na to dziecko nie działa!), a czasem z radości odkrywania w sobie dużego dziecka (co się stanie, jak zrobię to w inny sposób). Tak czy inaczej, rodzicielstwo to nie zaplanowana od A do Z, żmudna praca. A najlepsze rozwiązania rodzą się właśnie wtedy, kiedy dajemy sobie odrobinę luzu.
Przykład z życia rodziców nieco starszej, niż wcześniej, pociechy...no dobra, z mojego życia. 2-latek z objawami tonowanego przez rodzicielską miłość buntu dzieci w tym wieku wchodzi do domu po spacerze. Za nic nie daje sobie ściągnąć kurtki, ani butów, o czapce nie wspominając. Prośby i groźby nie działają, przekupstwo przyjmowane jest z oziębłością. W powietrzu wisi aura zbliżającego się ryku... Co robi kreatywny rodzic? Co ty być zrobił/zrobiła?
Mój genialny, co należy podkreślić, Mąż wpada na rozwiązanie zagadki. Łącząc świadomość niedawnej pasji Młodego - fotografowania, z sytuacją bez wyjścia - ściąganiem ubrań wierzchnich, urządza z synem sesję fotograficzną. Główną rolę odgrywają tu oczywiście - ubrania rzeczonego fotografa. A zatem - należy je zdjąć, aby każde mogło zostać dokładnie sfotografowane. Sytuacja uratowana! Hurra! Ale kiedy okazuje się, że z jakiegoś powodu buty nie chcą się fotografować, wkracza mama, która proponuje wykorzystanie kolejnej pasji dziecka - zamiłowania do sprzątania. A, że buty "brudne z pola", więc trzeba je wykąpać. Potomek z dumą zanosi więc przedmiot kultu do wanny i porządnie płucze prysznicem. Teraz już naprawdę można odsapnąć.
Czymże to jest, jeśli nie przejawem kreatywności, moi mili? A pomyśleć tylko, że pewna osoba kiedyś w nienawistnym komentarzu stwierdziła, że brak mi kreatywności. Choć tu, "osobo" i spróbuj odstawić taki teatrzyk dla swojego (lub mojego) dziecka! Ha! ;-)
Rodzicu, naucz się improwizować! Zachęcam zatem wspólnie z Mike&Mary, na których bloga natrafiłam ostatnio. Jako rodzice przekonują, że bycie z dziećmi to nie ciąg wyłącznie zaplanowanych czynności, to nie rutyna. To wielka improwizacja. I ja się pod tym podpisuję całą sobą.
Przeczytałam niedawno w poradniku "Twoje dziecko" historię kobiety, matki, którą bardzo nudziła zabawa z kilkuletnią córką: "Ona wciąż chce się bawić w sklep". - narzekała sfrustrowana matka. Trudno się dziwić. Powiedzmy sobie szczerze, że dziecięce zabawy sprowadzają się często do powtarzania tych samych, sprawdzonych schematów. Sama asystowałam synowi w układaniu puzzli z Peppą na tyle długo i często, że znam każdy pieprzyk i każdą rysę na licu tej sympatycznej świnki. Ale znów, od czego mamy kreatywność?
Możemy też sobie czasem pomóc - nic w tym złego. IKEA wydała fajną książkę "Bawmy się razem". W tym poradniku z "zabawami dla każdego" znaleźliśmy z mężem podpowiedzi na zabawy z dziećmi, co szczególnie nam się przydaje kiedy gorszy dzień, spadające ciśnienie czy zwyczajne zmęczenie odbierają nam kreatywne moce. Znajdziecie tu pomysły dla młodszych (np. spadochron z worka foliowego), ale i dla starszych (np. detektywi). Fajne jest też to, że każda z tych zabaw angażuje i dziecko i rodzica - nie ma więc mowy o nudzie!
Bawmy się razem - poradnik IKEA |
Zabawy dla małych i dużych |
Konieczność
W każdej innej sytuacji napisałabym tu o jakimś uciążliwej dla bohatera przykładu sytuacji, bądź o jakimś powtarzającym się problemie, który wymaga nowego podejścia. W takich sytuacjach konieczności pojawiają się najlepsze kreatywne pomysły. Zgodnie zresztą z zasadą "potrzeba matką wynalazków". Ale w przypadku dzieci, szczególnie tych małych, koniecznością jest oprócz takich ewidentnych sytuacji, również taka, w której należy maluchowi zaplanować czas wtedy, kiedy nie przebywa akurat w żłobku czy przedszkolu. Weekend jest doskonałą do tego przykładu okazją.
Odwieczny dylemat "Co dziś robimy?" jest chyba drugim, po dylemacie "Co dziś jemy?", najbardziej mnie (i wiele znajomych matek) nurtującym. Nie, żebyśmy nie czekały z radością na spędzenie całych dwóch dni razem z naszymi dziećmi. Chodzi bardziej o to, aby dobrze ten czas rozplanować, z korzyścią dla obu stron.
Z pomocą, choć na razie tylko mieszkańcom Warszawy, przychodzi prezydent tego (mojego również) miasta. W wydanym niedawno miejskim informatorze rodziny "Maluch w Warszawie" znalazły się cenne informacje dla wszystkich przyszłych i obecnych rodziców. Od informacji na temat punktów zdrowia w mieście, po wiadomości z zakresu edukacji, aż po porady co robić z dzieckiem w tym tętniącym życiem mieście. Brawo dla Warszawy za taką inicjatywę! W przewodniku można znaleźć opisy ciekawych wystaw, muzeów czy przedstawień teatralnych uwzględniających różne grupy wiekowe dzieci. To również fajna skarbnica informacji na temat parków i ogródków, w których można ciekawie spędzić czas ze swoją pociechą.
Zachęcam Was do zainteresowania takim pomysłem włodarzy swoich miast. Bezpłatny poradnik, elegancko wydany, z dołączonym listem gratulacyjnym z okazji narodzin dziecka oraz z absolutnie przesłodkim bodziakiem z napisem "Jestem z ciebie dumna" - to naprawdę miły i przydatny pakiet dla każdego młodego rodzica.
Muzeum Narodowe w Warszawie otwiera się na dzieci |
Zabawa w Muzeum Kolejnictwa w Warszawie |
I na koniec, kilka pomysłów ode mnie, jak rozbudzać swoją i naszych dzieci kreatywność na co dzień:
1. Nie ograniczaj się!
Nawet kiedy układasz z dzieckiem klocki, nie musisz tworzyć budowli wskazanych na pudełku. Zrób coś pojechanego i zupełnie od czapy. Sami jesteśmy swoimi najgorszymi krytykami, dlatego jak najczęściej róbmy coś, co potencjalnie nie ma sensu. To doskonały trening kreatywności.
2. Najpierw działaj, potem myśl!
Jakie to niepopularne! A jednak. Jak pokazują badania (patrz wspomniany artykuł z "WOE"), wychowanie kreatywnego dziecka wymaga pozwolenia mu na to by po prostu działało. Jeśli nie umie jeszcze zapinać butów, niech się nimi pobawi. Niech zajmie mu to 40 minut by wpaść na pomysł jak z sukcesem włożyć buta na stopę. Ale te 40 minut to nie tylko zabawa - to nauka i trening młodego mózgu.
3. Animuj a nie zabawiaj!
Zamiast z dokładnością do minuty w zegarku planować czas maluchowi, lepiej je aktywizować, zachęcać i inspirować do odkrywania jego własnych zainteresowań. Składanie zabawek do pudełka też może być zabawą, wystarczy wymyślić wokół niego zabawę czy element rywalizacji. Bądź przewodnikiem dla swojego dziecka, a nie strażnikiem tego, by bawiło się zgodnie z przeznaczeniem zabawek i gier.
4. Ponad wszystko - Miej z tego fun!
To chyba najtrudniejsze (pamiętacie tę kobietę, która nudziła się z własną córką?). Nie chodzi tylko o zabawę z dzieckiem, bo przecież w grę wchodzą również codzienne czynności, jak jedzenie, ubieranie się, czy gotowanie. Kreatywność uwielbia zabawę i nie znosi stagnacji, dlatego zmieniajcie reguły gry tak często jak to możliwe. I dobrze się przy tym bawcie!
Czy serial "Przyjaciele" kłamie? Test sposobów na wywołanie porodu
Kto nie kocha "Przyjaciół"? Może ktoś nie, ale bez względu na to jaki mamy stosunek do tego serialu, to wielu z nas może się choćby w pewnym stopniu utożsamiać z jego bohaterami. Ja wskoczyłam ostatnio w buty zakręconej Rachel, która tak jak ja do wczoraj, poznawała na własnej skórze blaski i cienie ciąży.
"Przyjaciele"
źródło:www.metro.co.uk
|
Zawsze zastanawiało mnie na ile "ludowe" metody czy porady naszych babć i mam sprawdzają się w realnym życiu, a na ile to zwykły b**shit. A, ponieważ miałam ostatnio spoooro wolnego czasu na zwolnieniu lekarskim, a rozmiar moich pośladków zachęcał głównie do leżenia, ewentualnie do siedzenia, więc postanowiłam sprawdzić:
- po pierwsze, na ile skuteczne w planowaniu idealnego porodu są rady z serialu "Przyjaciele" (odcinek "Rachel is Late")
- po drugie, co w tym temacie mamy do powiedzenia my, Polacy (wszak my nie gęsi i swoje metody na wywołanie porodu mamy).
Co z tego wszystkiego wyszło? Cóż, dla mnie poród idealny.... Ale zacznijmy od początku!
Oto 5 polecanych w serialu "Przyjaciele" sposobów na wywołanie porodu, wraz z moim komentarzem.
1. Spacer
Wynik po przebytych łącznie ponad 50km w bliskiej odległości od terminu porodu: 0 skurczów i 0 nowych dzieci na świecie.
Korzyści: niezaprzeczalnie - dotlenienie, zmęczenie i dodatkowe kilogramy zakupów przyniesionych do domu...więc w sumie może też nieco większe mięśnie bicepsów.
2. Specjalna herbata
Tu wynik jest nieoczywisty, bo serial nie podaje dokładnie o którą herbatę chodzi. Próbowałam więc dla pewności: malinową, żurawinową, jaśminową, kilka rodzajów czarnej i czerwonej.
Wynik: ehh... 0 skurczów, ponad 1000 wizyt w toalecie
Korzyści: zdrowsze nerki i odpowiedni poziom nawodnienia
3. Olej rycynowy
Wybacz, ale w tym wypadku stwierdziłam, że ewentualne straty (dosłownie) mogą być mniejsze niż korzyści, więc...ten sposób sobie odpuściłam. Ale chętnie poznam opinię innych.
4. Ostre jedzenie
Wynik: 0 skurczów, ponad 100 odbęknięć
Korzyści: cudowna kolacja indyjska z Mężem; niezapomniany smak przedmieść Manchesteru gdzie mieszkaliśmy kilka lat temu.
5. Sex
O tym za moment...choć wiem, że chcieli byście od razu przejść do rzeczy!
A teraz czas na polskie cudowne i sprawdzone metody na wywołanie porodu.
1. Wchodzenie po schodach
Wynik po wejściu na odpowiednik Empire State Building: 0 skurczów
Korzyści: łydki naprężone niczym u Pudziana
2. Napar z liści malin
Rezultaty analogiczne do tych z piciem herbaty. Spotkałam się jednak z opinią lekarską, by unikać tego naparu w początkowych etapach ciąży bo może mieć właściwości wywołujące przedwczesny poród.
3. Kąpiel w wannie
Wynik po kilku dłuższych posiedzeniach: 0 skurczów
Korzyści: ciało piękne jak u Kleopatry
4. Czytanie książki "Położna. 3550 cudów narodzin" Jeanette Kalyty
Założę się, że tego nie znacie, ale to najnowszy sposób potwierdzony co najmniej przez 3 osoby: moją szwagierkę, jej koleżankę i...przeze mnie. Nie wiem jak to się stało, ale faktycznie wynik był taki: skurcze i 3 udane porody. Nie pytajcie mnie, jak to działa, ale parafrazując słowa popularnej ostatnio piosenki: "Ta książka ma tę moc". Ze względu na jej skuteczność, nie zalecam czytać wcześniej niż w 38 tygodniu ciąży.
5. Sex
A ...tak! zdecydowanie mój ulubiony i jedynie skuteczny, naturalny i popierany przez religijnych przywódców sposób na wywołanie porodu. Wynik przy dwóch ciążach: skurcze po ok 1h "od" i 2 szczęśliwe, zaplanowane w terminie porody.
Co nam to wszystko mówi?
Po pierwsze - serial "Przyjaciele" nie kłamie. Uff, odetchnęli z ulgą jego fani, a raczej fanki. Sex (do którego fizycznie nie dochodzi między Rossem i Rachel) faktycznie okazuje się skuteczny w próbach przyspieszenia akcji porodowej
Po drugie - nie ważne w jakiej szerokości geograficznej mieszkamy, sex jest jedyną, polecaną przez lekarzy metodą. Sama usłyszałam takie zalecenia nie tylko na izbie przyjęć w szpitalu, ale również podczas wizyt ginekologicznych.
Po trzecie - dbajmy o siebie przez całą ciążę. Nie znamy dnia ni godziny, a zaplanowanie przyjścia na świat naszych dzieci choćby w niewielkim stopniu to super perspektywa. A poza tym, tak to się cudownie składa, że....
... każdy ze sposobów powyżej może prowadzić do lub być ewidentnym wstępem do ...sexu! Pomyśl o tym następnym razem gdy z mężem, czekając na rozwiązanie ciąży, sięgniesz po kolejny kubek zielonej herbaty jaśminowej...
Miłej zabawy!
PS. Wczoraj o 4:30 rano, po 5 minutach parcia i 2 godzinach skurczów urodziłam w sposób ZAPLANOWANY zdrową, uroczą córeczkę. :-) czego i Wam życzę.
Przyznaj się do tego przed sobą i wyjdź z szafy!
Miało być o czymś zupełnie innym. O
rodzinnym szczęściu, poukładaniu, może o kolejnych obowiązkach, o
dziecku...naturalnie.
Ale mam to gdzieś! Będzie o tobie i o
mnie. Dlaczego? Bo na to zasłużyłyśmy. Bo za rogiem już czai się święto
wszystkich kobiet, a więc możemy ...i powinnyśmy się trochę dopieścić. I
kropka!
Uważam, że totalnie zwariowałyśmy. Tak,
zarówno ja, ty, jak i wiele nam podobnych. W sumie, trudno nam się dziwić,
skoro taka presja wioski, taki terror matek.
"Nikt
tak jak kobiety nie ocenia macierzyństwa.
Nikt
tak boleśnie nie krytykuje najmniejszych potknięć."
Tak twierdzi Sylwia
Kubryńska, felietonistka portalu wysokieobcasy.pl
w niedawnym artykule "Nikt tak niszczycielsko nie kocha
jak kobieta." Wygląda to tak,
jakbyśmy, w momencie potwierdzenia, że jesteśmy w ciąży, zapadały w coś w
rodzaju letargu. Nagle bardziej niż my same, nasz rozwój czy pasje, zaczynają
się dla nas liczyć: to czy noworodkowi kupić więcej ciuszków w rozmiarze 56 czy
62?, to czy laktator to lepiej taki ręczny czy automatyczny? A już absolutnie krytyczna
staje się odpowiedź na pytanie: jaki wybrać wózek – z kółkami pompowanymi czy
gumowymi? Problem nie znika, bynajmniej, po narodzinach potomka. Wtedy to już
całkowicie porywa nas fala terroru innych matek, a presja z posiadania
kolejnych przedmiotów i ciuchów dosłownie zmiata nas z nóg jak fala tsunami.
„Ratunku!” Mam ochotę
krzyczeć i wydostać ciebie i siebie z tej chorej sytuacji. Dlatego, droga matko wariatko, przyznaj się przed samą sobą, że tak naprawdę to TOBIE przydałby się teraz choćby ułamek
atencji jaką wszyscy wokół darzą twojego nowo narodzonego. A teraz wyjdź z szafy...dosłownie - wyłaź, bo musimy tam zrobić porządki i skupić się na tobie i twoich potrzebach.
Źródło: http://patriotupdate.com |
Zrób sobie kompletną wyprawkę dla młodej matki. Właśnie po to, byś nie stała się kolejną
bohaterką programów o kobietach, które utraciły styl po narodzeniu dziecka, jak „Ściąga z szafy” w Dzień Dobry TVN. A poza tym - kto powiedział, że masz przygotować wyłącznie rzeczy noworodka przed jego pojawieniem się na świecie?
Oto, co powinno znaleźć się w twojej szafie (analogicznie do wyprawki dla malucha):
Nowe, czyste, wyprasowane ubrania w rozmiarze... hmm ulubionym
Zamiast gdybać czy Potomkowi przyda się "fawdziesiąta" para śpiochów w rozmiarze 3-6 miesięcy, wskocz na jakieś zalando czy inny answear i wygrzeb dla siebie wirtualnie dosłownie kilka nowych szmatek:
Body czyli stroje typu basic - kilka fajnych T-shirtów i bluzek z długim rękawem. Bawełna jest jak najbardziej OK, z uwagi na praktyczność i łatwość w utrzymaniu w czystości
Śpiochy - nowa piżama to "must have" sezonu pociążowego. Zainwestuj w wygodną (do karmienia) ale i sexi (dla dobra twojego związku). Może jakaś koszulka na ramiączkach? Bądź kreatywna!
Kaftanik - patrz "Otulacz" w sekcji poniżej.
Ciuchy nie muszą być drogie, nie muszą być z najnowszej kolekcji. Niech tylko będą nowe. Taki mały zabieg, a naprawdę pomoże ci się dopieścić. To, że ciuchy powinny być czyste i wyprasowane wspominam raczej z kurtuazji. Wiem, że w chaosie początków macierzyństwa ciężko czasem zadbać o swój look, ale nie ma zmiłuj! Jakiś porządek musi być!
Na ten pomysł wpadłam zainspirowana książką Kasi Tusk "Elementarz stylu". Wiem, że podejścia do propozycji tej blogerki są różne, ale co mi tam! Jak się jest lekko po 30-tce i jest się matką dwójki dzieci, a jednocześnie chce się mieć jakiś styl, to czemu nie posiłkować się podpowiedziami kogoś, kto na co dzień "siedzi" w modowym świecie. Ja przyznaję się bez bicia do tego, że nie jestem typową fashionistką, a słuchając niedawno testu radia RMF FM, nie byłam w stanie z całą pewnością stwierdzić czy szmizjerka to spódnica, sukienka czy kurtka.... Cóż, nikt nie jest doskonały. Wiem jednak, że każdej z nas przyda się wymiana tego i owego po 9 miesiącach ciąży.
A dodatkowo - ubrania, które już nam zbywają (bo powinnyśmy bezwzględnie pożegnać się z niektórymi jak z poporodową nadwagą), możemy przeznaczyć na pomoc innym. Możesz je przekazać na przykład na potrzeby Domu Samotnej Matki w Twoim mieście. Taki pomocowy recycling.
Otulacz i flaszka
Nie każdy lubi ciasne owijanie, ale nie znam nikogo, kto nie lubiłby napić się wieczorem herbaty z ulubionego kubka (flaszki), będąc przyjemnie otulonym kocem/oversize'owym swetrem. Może to czas by zainwestować w nowe sprzęty z tej kategorii?
Kosmetyki do pielęgnacji
Jeśli naprawdę nie będziesz ogarniać nowej sytuacji z noworodkiem to postaw na krem BB i nowy tusz do rzęs. Używaj ich codziennie. To zajmuje dosłownie chwilę, a pozwala zmienić cię przed samą sobą z kobiety umęczonej i niewyspanej w kobietę, która o siebie dba i dla której jej własny wizerunek jest ważny.
Uzupełnij też zapasy wszelkiego typu produktów domowego SPA - będziesz mieć dodatkowy argument by wyrwać dla siebie choćby 15 minut kąpieli w samotności.
Inne akcesoria w tej kategorii: czy naprawdę muszę wspominać o suszarce i szczotce do układania włosów? ;-)
Nowa bryka
Poczciwe odpowiedniki dziecięcej bryki to nie koniecznie nowe bmw. Wrotki, rolki czy rower też dadzą radę. Malucha oddaj w opiekę ojcu i przez choćby pół godziny poszalej na sportowo. A przy okazji, zadbasz o zdrowie i powrót do ulubionego rozmiaru.
Akcesoria do snu
W zasadzie powinno być napisane "zatyczki do uszu". Skoro używamy ich w samolocie, gdzie, umówmy się, jest dosyć cicho, to tym bardziej przydadzą się na polu walki o każdą dodatkową minutę snu.
Umilacze
Smoczka nie proponuję, choć czasem sama miałam ochotę w rozpaczy przyssać się do "cumelka" mojego syna. Ale masz tu pełną dowolność... Może taki gumowy cycek do ściskania (jaki mają niektórzy koledzy w moim biurze), a może poduszka do wyładowania stresu, albo taki "safety blanket" jaki ma każde amerykańskie dziecko? Puść wodze fantazji i wsłuchaj się w swoje potrzeby.
Trzymam kciuki za twój coming-out! Nie będzie lekko, bo zewsząd będziesz słyszeć głosy rozsądku, że powinnaś przede wszystkim skupić się na potrzebach swojego dziecka, zamiast "się stroić". Ale ty wiedz swoje! Bądź dzielna!
Ulotna jak "Zjawa", romantyczna jak "Brooklyn" czy wielka lecz krótka jak "Big Short"? Miłość po narodzeniu dziecka...
Oskarowe emocje opadły. Oczekiwanie, napięcie, przygotowania - wszystko to doprowadziło do szczęśliwego finału w postaci tej jednej, jedynej nocy w roku. Dla jednych był to wysiłek ogromny. Wszak trzeba było fizycznie tam być, wystawać godzinami na ściance, prężąc muskuły i pokazując śnieżnobiały uśmiech przebijający przez łzy porażki nie-wygranej. Ale nie tylko ci cierpieli. Godziny poświęcone na oglądanie "gali życia" to zwyczajnie zarwana noc, a rano trzeba było wstać do pracy i zacząć rozkręcać ten codzienny kołowrotek od nowa...
Czy coś ci to przypomina?
Może to ja jestem inna i jak temu bacy z dowcipu, wszystko mi się z jednym kojarzy. Ewidentnie, znajduję tu jednak analogię do.... narodzin dziecka. Ok, może nie taką wprost, bo niby komu dziecko się rodzi przez bez mała 20 parę lat, jak Leo DiCaprio jego wyczekany Oskar, ale przyznaj - coś w tym jest.
Dlatego, natchniona przez X muzę, biorę na warsztat twój (i swój) związek po narodzinach dziecka. Czy jest taki sam jak kiedyś? Dlaczego nie? Więc jaki tak naprawdę jest? I dlaczego gdzie nie spojrzę w necie, tytuły krzyczą "jak przetrwać kryzys w związku po pojawieniu się dziecka?". Czy naprawdę jest aż tak źle?
Niech przemówi obraz....
Scena I
[On i Ona w domu. Przedstawiciele wolnych zawodów z elastycznym czasem pracy. Planują rozkład obowiązków na kolejny tydzień. Nic nie zapowiada tragedii. Do czasu, gdy Ona odzywa się mimochodem....]
Ona: Ale jestem zmęczona! Przez ostatni tydzień zostawałam z Młodym w domu. Czy Ty wiesz jaki on jest męczący? To nieustanna gonitwa: karmienie, przewijanie, zabawa...A kiedy ja mam mieć czas dla siebie?
On: Słuchaj, wiem o co ci chodzi, ale poprzednie 2 tygodnie to ja z nim siedziałem. Ja też chcę mieć czas dla siebie! Teraz moja kolej by iść do pracy.
THE END
[napisy końcowe]
Morał dla widza: Kiedyś kłóciliście się o to, że spędzacie za dużo czasu w biurze. Teraz - o to, że spędzacie za dużo czasu w domu. Praca w biurze nie wydaje się już tak ciężka w porównaniu z tą, jaką wykonujecie w domu, z dzieckiem.
***
Scena II
[Ona i On w łóżku. Wreszcie znaleźli dla siebie czas. Jest wieczór, potomek śpi, nic nie powstrzyma ich dzikiej żądzy.]
Ona: Masz ochotę, Kochanie?
On: No jasne! Już tak dużo czasu upłynęło od ostatniego razu....
Ona: Pragnę tego bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.
On: Nic nie powstrzyma. Wystarczy abym o tu położył moją dłoń, a wszystko nabierze rumieńców...
Ona: Więc zrób to, już dłużej nie mogę czekać. Zróbmy to razem - tu i teraz!
[On posłusznie kładzie dłoń "o tu", światło gaśnie, kamera odsuwa się, a za nią zamykają się drzwi. Po chwili słychać.... niezmącone niczym, błogie i upragnione ...chrapanie.]
Morał dla widza: Sen staje się lepszy niż sex, bo występuje rzadziej.
On: No jasne! Już tak dużo czasu upłynęło od ostatniego razu....
Ona: Pragnę tego bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.
On: Nic nie powstrzyma. Wystarczy abym o tu położył moją dłoń, a wszystko nabierze rumieńców...
Ona: Więc zrób to, już dłużej nie mogę czekać. Zróbmy to razem - tu i teraz!
[On posłusznie kładzie dłoń "o tu", światło gaśnie, kamera odsuwa się, a za nią zamykają się drzwi. Po chwili słychać.... niezmącone niczym, błogie i upragnione ...chrapanie.]
THE END
[napisy końcowe]
Morał dla widza: Sen staje się lepszy niż sex, bo występuje rzadziej.
***
Scena III
[Ona i On uratowani! Teściowa obiecała zająć się potomkiem, by mogli spędzić ten wieczór razem. Jest 20.30. Już, już stoją przy drzwiach i już, już są odpicowani i gotowi do wyjścia na romantyczną kolację. Ale....]
Ona: Mamo, tak więc tu jest lista telefonów alarmowych, tu lista rzeczy, które możesz zrobić, jak Młody się obudzi, na stole leży jego miś szumiś, jakby zaczął płakać...
On: Jeszcze zbiorę te graty z podłogi bo się potkniesz o jego zabawki.
Ona: No i weź, włóż ciuchy Młodego do pralki i nastaw na szybkie pranie. Niech się mama z tym nie męczy.
On: Ok, to jeszcze tu ci, mamo przygotowałem extra pieluchę jakby się przesikał w nocy, a tu kładę butelkę z mlekiem w razie czego.
[Tak mija kolejne półtorej godziny.Jest 22.00. On i Ona już, już wychodzą.]
Ona: O kurcze, nasza rezerwacja przepadła. Wszystko już będzie zamknięte. To może skoczymy do Maka?
On: Jasne, super pomysł! Tak naprawdę marzyłem o burgerze!
THE END
[napisy końcowe]
Morał dla widza: Spontaniczność z czasem staje się zaplanowana, a małe rzeczy i drobne przyjemności cieszą najbardziej. Wyjść z domu! Zwyczajnie móc spędzić tę godzinę czy dwie wspólnie, bez potomka. Rozmawiać o pracy, o tym co w TV, o głupotach. To jest w życiu tak naprawdę ważne.
***
Rozmawiając ze znajomymi, którzy już zostali rodzicami, albo to planują, albo odkładają, dochodzę do wniosku, że tak naprawdę nie mydlimy sobie oczu w kwestii zmian, jakie zachodzą po pojawieniu się w związku "tego trzeciego". Jest raczej odwrotnie - naładowani treściami z artykułów "poradnikowych", nastawiamy się raczej na to, że będzie gorzej. A czasem - że będzie #najgorzej.
Moje "oskarowe" produkcje dają pewien obraz tego, czego można się spodziewać. Na pewno wiele rzeczy się zmienia w związku, ale nie zgodzę się z twierdzeniem, że w przeważającej liczbie na gorsze. Oto, jakich jeszcze zmian w naszych damsko-męskich relacjach możemy się spodziewać (lista subiektywna, bynajmniej nie pełna, opracowana na podstawie rozmów ze znajomymi mamami):
Widzimy się w swoich najgorszych (ale i najlepszych) stanach: ciąża, poród i cała nie do końca piękna fizyczność, z jaką się wiąże; zmęczenie i gburowatość. Ale też - najszczerszy uśmiech na twarzy, który odwzajemnia maluch; przytulasy i buziole w krótkich błogich momentach kiedy jesteśmy tylko we dwoje; bezcenne momenty kiedy stroimy się do kina w swoje najlepsze, niedzielne ciuchy.
Zaszalejcie! Wciąż jesteście młodzi i piękni! |
Oddanie "palmy pierwszeństwa" - ta świadomość, że mąż już nie "nosi nas na rękach" jak dotąd, a nam - patrząc na Ukochanego - oko niechybnie zezuje również w stronę kołyski.
Rozrywka w większym gronie - jest tyle fajnych rzeczy, które można robić wspólnie z maluchami. Bo czy kiedykolwiek zdecydowalibyście się, jako para, wybrać na wystawę klocków Lego, albo na film 3D z Dinozaurami, a może po prostu do ZOO? Minus jest taki, że rozrywka w formie wyłącznie parowej wymaga większego zaplanowania.
Najważniejsze by się dobrze bawić. Nawet jeśli dziecka nie ma w pobliżu! |
Nocne Polaków rozmowy - tak to już jakoś bywa, że kłótnie i spięcia przychodzą wieczorem, kiedy jesteśmy już ciut zmęczeni, ale wtedy mamy najwięcej czasu. Plus jest taki, że można oczyścić atmosferę i pójść spokojnie spać. A czego dotyczą same kłótnie? Niestety, często bzdur jak: ilość obowiązków, "poświęcanie się" dla rodziny, niedospanie, brak czasu dla siebie.
Być parą - a nie tylko rodzicami! |
1. Bądźmy zgranym teamem i przyjaciółmi. Od ciąży, przez poród po kolejne etapy rozwoju dziecka. Bądźmy przede wszystkim parą kochających się ludzi. Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy przede wszystkim rodzicami. Przede wszystkim - bądźmy dla siebie. Tu i teraz.
2. Doceniajmy wysiłki i chwalmy często. Umycie naczyń, poskładanie zabawek - to wszystko okazje do tego, by docenić Ukochaną czy Ukochanego. To naprawdę nic nie kosztuje!
3. Zdejmijmy klątwę "marriage bank-u". Znacie ten koncept z serialu "According to Jim"? (sezon 3, epizod 26). Zamiast iść drogą "przysługa za przysługę" róbmy dla siebie coś miłego. Ot tak, po prostu. Bez okazji.
4. Stawiajmy na spontaniczność i wspólne rozrywki. Nawet jeśli ma to oznaczać zaplanowane co do minuty wyjścia na kolację, czy krótkie wypady za miasto. Róbmy to, co daje nam radość. Wspólnie. We dwoje. Jak "za dawnych lat". :-)
Good luck, you love birds!
O tym, że inni znają Twoje dziecko lepiej niż Ty - 10 komentarzy obcych z ulicy
"Cóż za koincydencja!" - pomyślałam, kiedy wczoraj wieczorem przyjaciółka Ola wysłała mi tę infografikę. To seria tzw. pytań z d... oraz przebiegłych odpowiedzi mądrej i doświadczonej życiowo mamy. "Idealnie." - pomyślałam dalej. Tak się akurat składa, że dokładnie o takim zjawisku rozmawiałam parę dni temu z mężem myśląc o kolejnym poście dla was.
To, że inni znają nasze dziecko lepiej niż my (a przynajmniej są o tym święcie przekonani) nikogo nie trzeba informować. Drodzy rodzice - po prostu pogódźmy się z tym, że jeszcze przed porodem, a po nim to już na pewno, nasłuchamy się mnóstwo na temat tego, co powinniśmy, a czego absolutnie nam nie wolno, w stosunku do naszych pociech.
Oto moja, subiektywna lista 10 komentarzy na temat mojego dziecka od obcych ludzi "z ulicy". Wszystkie autentyczne, usłyszane w przeciągu ostatnich dwóch lat. To nie tylko sucha lista, to podpowiedź dla was, jak na takie "zaczepki" reagować.
1. Na pewno jest głodny!
Mój osobisty hit. Znacie to, prawda? Wystarczy, że noworodek zapłacze w towarzystwie czy miejscu publicznym, a już jesteśmy posądzane o to, że głodzimy ukochanego potomka. A "ulica wie najlepiej" - szczęśliwe dziecko to dziecko najedzone.
Jak odpowiadać?:
a) chyba Ty (w wersji "na odwal się")
b) na pewno nie bo dawałam mu schabowego i odwracał główkę z obrzydzeniem
2. Gdzie jego czapeczka?
Równie popularny komentarz, bo nie od dziś wiadomo, że w świecie Polacy słyną nie tylko z Lecha Wałęsy, Papieża Jana Pawła II, ale też z przegrzewania dzieci.
Jak odpowiadać?: "A Pani swoją gdzie ma?"
3. Takiego młodego bierze Pani na zakupy?
Nie wiem, jak wy, ale ja uważam, że wczesna edukacja w zakresie zarządzania budżetem rodzinnym jest konieczna. :) Poza tym, czasem po prostu nie ma wyjścia i dziecko ląduje z nami na zakupach. Taki los.
Jak odpowiadać?: "A bo jak ostatni raz zostawiałam go samego w mieszkaniu to pogryzł wszystkie meble."
4. Ależ on ma zimne rączki!
To w sumie inny wariant "czapeczki" sugerujący ukrycie, że jesteśmy złymi matkami. My jednak wiemy, że co trzeba sprawdzać by stwierdzić, że dziecku jest zimno? No, kto wie? Prawidłową odpowiedź prześlij na mój adres email, a nagrodzę 3 pierwsze osoby małym upominkiem :)
Jak odpowiadać?: "Ale serce gorące!"
5. Na pewno ma kolkę, dlatego płacze
Odmiana tematu płaczu w powiązaniu z jedzeniem. Tak, jakby dzieci nie płakały z żadnego innego powodu.
Jak odpowiadać?: "Dałam mu do popicia coca colę. Zaraz powinno pomóc."
Nasz Młody to prawdziwy pomocnik. Chętnie bierze do rąk siatkę z papierem toaletowym czy innymi drobnymi zakupami i wnosi do auta. Dla mnie to powód do radości, bo nie wiadomo, jak długo mu tak zostanie. Ale "ulica" znów wie lepiej.
Jak odpowiadać?: "Jakoś nie narzekał wczoraj jak mu dałam 3 kg jabłek."
7. Jabłuszko by mu Pani dała…
Czy to nie nudne, że temat jedzenia jednak dominuje "na dzielni"? Sama byłam (przed zostaniem matką oczywiście) żywieniową terrorystką. Bułka czy chrupek kukurydziany w rękach dwulatka? A fu! Jakież to niezdrowe! Ale życie pisze swoje scenariusze, a z rzeczy, które lubią jeść dzieci to bułka i chrupek i tak wydają się najzdrowsze.
Jak odpowiadać?: "Dałam, ale płakał, więc pewnie miał kolkę." Widzidzie, jak sprytnie można "dobić ulicę" jej własną bronią?
8. Taki mały w takim tłumie! To nie miejsce dla takich maluszków.
A to komentarz z targu, na który czasem zabieramy Młodego. Fakt, tłoczno tam, ale on to uwielbia, a my - cóż, możemy normalnie zrobić zakupy.
Jak odpowiadać?: "Na koncercie Madonny się nie skarżył."
9. Nie za ciepło ubrany?
I znów o tym przegrzewaniu.... ;) Choć pewnie w tę stronę (że dziecku za ciepło), to rzadko kierowane są komentarze z ulicy.
Jak odpowiadać?:
a) Nie - wersja "na odwal się"
b) Nie, sprawdzałam mu rączki - wersja "na podlizanie się", bo nie ma co dyskutować o tym, że to nie rączki się sprawdza
c) Nie - pod kurtką jest zupełnie goły, nawet pieluszki mu nie założyłam
10. Chyba mu za zimno...
A to już popularniejsze. I występuje w różnych konfiguracjach sugerujących niewłaściwe dostosowanie odzienia do panujących warunków pogodowych. Można wykorzystać ten komentarz do smol toku, na przykład tak...
...Jak odpowiadać?: "No widzi Pani jak ten TeFałEn kłamie...nawet pogodę złą podali i nie wiadomo jak dziecko ubrać!" Uwaga, to opcja tylko dla tych, co mają dużo czasu na rozważania na temat niegodziwości tego świata, mediów, byłego rządu, obecnego rządu, czy w ogóle dla osób chętnych do ponarzekania sobie.
Ale, żeby nie było tak dramatycznie, to na deser 4 komentarze pozytywne, które przywracają wiarę w mądrość ulicy. Jak na nie reagować? Zawsze dziękować, zachowywać w pamięci i podbudowywać sobie ego w oczekiwaniu na kolejny złośliwy komentarz "z liścia" prosto w twarz.
1. O! jak mu smakuje jabłuszko! Ale pięknie zjada!
2. O! widać, że prawdziwy mężczyzna. Taki dzielny!
3. Ale zuch! Super pomocnik!
4. Ale piękne dziecko!
Nauka samodzielnego zasypiania - jak się do tego zabrać?
Odwieczny dylemat rodziców? A może problem, którego faktycznie nie ma? Tak czy siak nie ma chyba młodego rodzica, który nie chciałby wieczorem, po "szaleństwach" całego dnia zamknąć drzwi do sypialni swojego malucha i po prostu wyjść, zająć się sobą i swoimi sprawami.
Znajoma czytelniczka zaapelowała "napisz jak i kiedy najlepiej uczyć dziecko samodzielnego zasypiania, tylko błagam, nie pisz, że od 1 dnia życia, bo uważam, że to bzdura wpajać dziecku jakiekolwiek nawyki zaraz po urodzeniu, kiedy nie zna się siebie na wzajem." I w tym pytaniu jest klucz do rozwiązania całej zagadki - POZNANIE SIĘ, zrozumienie jak wygląda sen dziecka, szczególnie noworodka, co na niego wpływa i w jaki sposób. To do dzieła!
Sen (nie) jest czymś normalnym
Mówi się czasem "spałem jak niemowlę", czytaj "spałem długo, spokojnie i obudziłem się wypoczęty". Każdy, kto miał do czynienia z bobasem w wieku 0+ wie, że to niezła ściema... Oczywiście, po trudach przyjścia na świat, maluch zasypia ochoczo nawet jeśli wtóruje mu nieznośny dźwięk młota pneumatycznego.
Niestety, idylla nie trwa długo, a to dlatego, że dla dziecka sen nie jest czymś normalnym. Przeładowane bodźcami, jak smaki, zapachy, kolory, których nie może się pozbyć sprzed oczu, dziecko musi naprawdę się natrudzić by się wyciszyć. Rzadko który bobas po prostu zasypia wtedy, kiedy jest zmęczony. Ukojenie przynoszą cudownie ciepłe ramiona troskliwej mamy, smoczek, bujanie, chustowanie i inne. To, z kolei w mig "uzależnia". Trudno się dziwić - każdy z nas łatwo przyzwyczaja się do dobrego. A co z nocą? - nawet ona nie przynosi wytchnienia już umęczonym rodzicom. Hormon snu - melatonina - kształtuje co prawda proces zasypiania każdego z nas, jednak na początku życia dziecka nie gwarantuje przesypiania całych nocy. Do tego maluch musi po pierwsze dojrzeć, a po drugie - trzeba go nauczyć jak ma to robić.
Przesypia całą noc - czyli ile?
Rozczulają mnie historie dumnych mam dzielących się sukcesem potomka, który "przesypia całe noce" czyli 6, w porywach 7 godzin. Oczywiście, gratuluję takich postępów, szczególnie wtedy, gdy po porodzie dzidziuś zwykle budzi się co 3 godziny. To jednak wciąż jeszcze trochę za mało jak na moje standardy. Bo jeśli maluch poszedł spać o 19, to po 6 godzinach wciąż wypada pobudka gdzieś koło 1, może 2-giej w nocy. Na potrzeby naszych rozważań przyjmijmy zatem, że cała noc = 11-12 godzin snu. Do takiego wyczynu zdolne jest (przynajmniej statystycznie) dziecko dopiero między 6-8 miesiącem życia. Zaś w pierwszym przypadku mówimy o dzieciach ok. 6-8 tygodniowych.
Samodzielnie - czyli jak?
Wiemy już jak długiego snu możemy się spodziewać, a teraz czas na aspekt "co". Czego tak naprawdę chcemy nauczyć malucha? Ciekawe, co każdy z nas rozumie pod pojęciem "samodzielne zasypianie dziecka"? Nawet sama mam z tym problem, bo o ile zgadzam się, że takie zasypianie powinno się odbywać bez "rekwizytów" typu smoczek, to jednak jak potraktować w tym toku myślenia przytulankę (misia, kocyk, itd)? Takich dylematów jest dużo więcej. A ponieważ nie ma sensu się zadręczać, to ponownie proponuję podejście zdroworozsądkowe. Samodzielnie = bez noszenia, nie przy piersi, nie w foteliku samochodowym, bez bujania, bez smoczka (myślę o dziecku 1 rok wzwyż), w swoim łóżku.
Nie lubi swojego łóżeczka/ śpi tylko w aucie/ płacze chyba, że podam mu pierś - czyli o błędach rodzicielskich
Musimy pogodzić się z tym jak najszybciej - to my, rodzice popełniamy najwięcej błędów utrudniających naszym pociechom naukę samodzielnego zasypiania. Nieraz po prostu łatwiej/szybciej/wygodniej jest podać pierś przed spaniem aby mieć pewność, że "młody odpłynie". A jeszcze kiedy ma to miejsce powiedzmy o 3 rano, a świat poza kołdrą wydaje się okrutny, zły i "zimno tam niczym w Krainie Lodu", to tego typu fortele sprawdzają się wprost idealnie. Niestety, jak pokazuje doświadczenie - tylko na krótką metę. Zatem początek nauki samodzielnego zasypiania powinien być tam, gdzie kończą się wszelkie nawyki i przyzwyczajenia. Za moment o tym, jak do tego dojść, ale najpierw odwieczne pytanie....
...Czy samodzielne zasypianie musi oznaczać płacz dziecka?
O ile sen nie jest czymś normalnym, o tyle płacz jest. To najskuteczniejsza metoda wyrażania się dziecka. Zawsze apeluję "traktuj płacz dziecka jak dar". Wiem, że na początku to jak nauka chińskiego na przyspieszonym kursie, ale naprawdę szybko uczymy się jako rodzice rozpoznawać co poszczególne kwęki i jęki oznaczają. A w przypadku snu ma to o tyle znaczenie, że warto reagować na każdy płacz malucha, ale...nie histerycznie. Jestem zagorzałą przeciwniczką metod wypłakiwania się - czy to kontrolowanej czy to pozostawiania dziecka do całkowitego wypłakania się. Zwolennicy tych metod cenią je za łatwość i stosunkowo szybkie przyswajanie. Ja preferuję zaś różne odmiany metody stopniowej separacji. Trochę o niej znajdziecie na sosrodzice.pl ale polecam też lekturę wspominanej już przeze mnie książki Tracy Hogg "Zaklinaczka dzieci. Jak rozwiązywać problemy wychowawcze."
Powiedzmy sobie szczerze - pewna doza płaczu jest nieunikniona. Jeśli odpowiednio, czyli ze spokojem i zrozumieniem, będziemy reagować na płacz dziecka, to ono zrozumie, że nie dzieje mu się krzywda, że jest bezpieczne i może spokojnie usnąć.
Twój plan nauki samodzielnego zasypiania dziecka
Nie dajmy sobie wmówić, że do każdego dziecka będzie pasowała jedna, wspaniała metoda. Zachęcam do stworzenia (samodzielnie, albo wspólnie z kimś - polecam też siebie) idywidualnego planu dopasowanego do twojego malucha. Proponuję zabrać się do tego następująco:
1. Zacznij od razu
Przepraszam Paula, ale odpowiadając na twoje pytanie, muszę stwierdzić, że polecam rozpoczęcie nauki od pierwszego wspólnego dnia w domu. Już teraz możesz pokazywać dziecku schematy, rytuały, które już za kilka tygodni zaowocują coraz krótszym i mniej uciążliwym procesem zasypiania. Jeśli zaś twój malec jest dużo starszy, na przykład ma 8-10 miesięcy, to też nie problem - zacznij po prostu już dziś. Owoce zgarniesz nieco później, bo maluch ma pewnie dużo złych nawyków, np. spanie w foteliku w aucie, ale nigdy nie jest za późno. Pamiętaj - konsekwencja jest kluczem do sukcesu! :)
2. Ustal plan dnia i się go trzymaj
Do ukończenia 4 miesiąca życia dziecko możesz spokojnie karmić co 3 godziny, następnie oferować krótką, maksymalnie 40 minutową aktywność (przewijanie, matę edukacyjną, itd), a potem kłaść spać. Starsze dzieci mają podobny schemat dnia, tylko wydłużamy przerwy do 4 godzin między karmieniami. Ważne, by reagować na pierwsze oznaki zmęczenia, jak odwracanie głowy, ziewanie, wyraźne znużenie otoczeniem. To najlepszy czas na drzemkę.
3. Wprowadź rytuały zasypiania
Aby pomóc dziecku nauczyć się zasypiać, wprowadź łatwe do powtarzania schematy, np. zanoszenie do łóżka, otulanie, zasłanianie zasłon, podanie smoczka/przytulanki, włączenie białego szumu lub cichutkiej kołysanki. Nawet kilkutygodniowe maluchy reagują na takie powtarzane codziennie czynności i pozostawione sobie samym w łóżku, chętnie zasypiają. Czasem potrzebna jest drobna interwencja w postaci poklepania po plecach czy pogłaskania po głowie kiedy maluch się wybudzi. Można też posiedzieć przy nim zanim się nie wyciszy i nie zacznie zamykać oczu. Nie trzeba bujać, nosić czy usypiać przy cycku aby bobas zrozumiał, że pora się wyciszyć.
Nie brzmi trudno? To dlatego, że im wcześniej się zacznie naukę, tym łatwiej ona przebiega. Nie chodzi o to by w pierwszym dniu zostawić dziecko same w pokoju, ale o to, by metodą małych, ale konsekwentnych kroków, pokazywać mu, co to znaczy samodzielnie zasypiać. Ten post nie wyczerpuje oczywiście tematu samodzielnego zasypiania. W kolejnych postaram się wam przybliżać metody, rytuały i inne obszary tego ogromnego zagadnienia.
Życzę wam owocnej nauki!
Jeśli pojawią się jakieś pytania czy uznasz, że mogę wam jakoś pomóc, to napisz do mnie: andreasik.marta@gmail.com
A na koniec pociecha... z moim dwulatkiem mamy swój rytuał zasypiania. Nie wychodzę z pokoju czekają aż sam zaśnie. O nie - dla nas to czas tulenia się, czasem po wielokroć powtarzania "buzi buzi", połączonego z głaskaniem mamy po włosach i kilkukrotnym układaniem misiów pod kołderką. Słodziak z mojego Synka! Uwielbiamy te wspólne kilka chwil przed zaśnięciem. I wiesz co - jeśli taki schemat wam też odpowiada, to tak właśnie róbcie! A sen - przychodzi tak samo szybko jak wtedy gdy wychodziłam z pokoju od razu. Z tym, że teraz mamy "swój świat" i mnóstwo czułości, której obydwoje ewidentnie potrzebujemy. Czego i wam życzę!
A na koniec pociecha... z moim dwulatkiem mamy swój rytuał zasypiania. Nie wychodzę z pokoju czekają aż sam zaśnie. O nie - dla nas to czas tulenia się, czasem po wielokroć powtarzania "buzi buzi", połączonego z głaskaniem mamy po włosach i kilkukrotnym układaniem misiów pod kołderką. Słodziak z mojego Synka! Uwielbiamy te wspólne kilka chwil przed zaśnięciem. I wiesz co - jeśli taki schemat wam też odpowiada, to tak właśnie róbcie! A sen - przychodzi tak samo szybko jak wtedy gdy wychodziłam z pokoju od razu. Z tym, że teraz mamy "swój świat" i mnóstwo czułości, której obydwoje ewidentnie potrzebujemy. Czego i wam życzę!
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)